niedziela, 22 czerwca 2014

..wieczorne natchnienie:)


***

...raduj się wszystkim co przychodzi...
...ale nie martw się niczym...
...po prostu bądź szczęśliwy, wesoły, radosny...

:)




...i wiedz, że cokolwiek się wydarzy...
...ostatecznie wszystko jest w porządQ:) ...

:)

..czyż tak nie jest?:)
..czasami dopiero po jakimś czasie okazuje się,
że to co do nas przyszło - co nas spotkało
było najlepszą rzeczą jaka mogła się nam przydarzyć:)
..choć bywa że te doświadczenia nie należą do najłatwiejszych....
..w trakcie których złościmy się na nie i na siebie,
że to przecież "nie tak miało być!"..
...

...i w tym właśnie miejscu
pozostawiam Was z Waszymi własnymi przemyśleniami na ten temat:)
..lecz jeśli tylko macie ochotę piszcie śmiało
co o takim podejściu doświadczania życia"czujecie":)
...

Szczęśliwości na cały tydzień!!!:)




..dziękuję za wszystkie komentarze
poprzez które mam możliwość Was poznawać:)
Dziękuję!:)

17 komentarzy:

  1. Ooooo, Mooji kochany :))))) Też to widziałam! Piękne
    i ps: Szczęśliwości wzajemne!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak już człowiek nie ma innego wyjścia,
    to dorabia sobie na pocieszenie jakąś ideologię...
    Gdyby nie dorobił zwariowałby.
    Tak m.in powstają religie :-)
    Ale to jest moje prywatne zdanie.:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma prawo mieć swoje zdanie:)
      Szanuję to:)
      Pozdrawiam!:)

      Usuń
    2. A za szczęsliwości na caly tydzien dziękuję :-)
      Przydadzą się na pewno.
      Lepiej mieć szczęśliwe życzenia niż nie mieć :-)))
      Alllle się rozpisałaś na dole, musze to dokładnie przeczytać ...
      Zapraszam na jutrzejszy wpis do mnie.
      Nie zmieniłam imienia Mili , bo działo sie oj działo u mnie dużo niedobrego...

      Usuń
    3. :) Mili się nie obraziła :)

      Usuń
  3. kochana uwierz mi sa sytuacje,ze nigdy sie z nimi nie godzisz - np strata dziecka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, aczkolwiek w każdym smutku zaszyfrowana jest jakaś nauka, z której człowiek albo skorzysta albo nie wyciągnie nic, tylko będzie się smutkiem zalewał...co w konsekwencji przyniesie jeszcze więcej smutku...a potem pojawią się jakieś dolegliwości...i dalszy smutek uniemożliwi zdrowienie...więc jeżeli cierpienie ma być powodem dalszego, jeszcze większego cierpienia, to czy nie lepiej zatrzymać się, przyjrzeć temu co mnie spotkało, pobyć w tym odczuwaniu jakiś czas (ale nie ciągle!), zaakceptować to co się wydarzyło, przyjąć (to tak zwany czas żałoby) a potem na nowo nabrać energii (np zaczerpnąć z przyrody, która nam tyle dobrego daje, i to całkiem za darmo:) i ruszyć dalej ze świeżością i otwartością na nowe doświadczenia:)
      Czasem spotykam ludzi, którzy za wszelką cenę pielęgnują w sobie smutek, wręcz chcą nim się dzielić z wszystkimi, których spotkają na swojej drodze. Chyba niezbyt dobrze jest siać smutki wokół, skoro jest możliwość ujrzenia czegoś pięknego - czy to promienie słońca, co opatulają przyjemną energią całe ciało, czy uśmiech mijanego przechodnia, jakieś zwierzątko malutkie (mrówka, żuczek), czy to co jest jeszcze bliżej - oddech, że możemy oddychać! Niekiedy nawet nie jesteśmy tego świadomi, że to co najcenniejsze mamy dostępne "od ręki":) i w prezencie:)
      Przeżyłam stratę bliskich mi Istot, wiem, że to bolesne, ale wiem też, że możliwe jest dostrzeżenie innego punktu widzenia wielu, na prawdę wieeelu rzeczy/sytuacji/zdarzeń.
      Szanuję zdanie innych ludzi, szanuję i traktuję ich tak samo, jak bym ja sama chciała być traktowana:) dlatego nie narzucam swojego zdania, tylko wyrażam je swobodnie:) biorąc pod uwagę fakt, że nie każdemu ono koniecznie musi się spodobać. Bo czyż nie na tym polega różnorodność?:) ..i to we wszystkich jej formach?:)
      Jestem świadoma istnienia różnych opinii w sumie na każdy z tematów i cieszy mnie możliwość robienia tego tutaj, na blogu:) Można się powymieniać poglądami, podyskutować, można tez się czegoś fajnego o sobie nawzajem dowiedzieć:)
      Zapraszam do dzielenia się sobą:) ..bo to co dajemy - powraca zwielokrotnione:)
      Tak moje myśli popłynęły, a że akurat miałam możliwość ich spisania to skorzystałam...podobno nie ma przypadków:)
      Serdecznie Cię pozdrawiam Beatko i życzę wszystkiego dobrego:)

      Usuń
    2. kochana mi nie chodzi o dyskutowanie czy nie zgadzanie sie z Toba bo nie naleze do tego typu ludzi. Chodzilo mi bardziej o to,ze jestes jeszcze taka mloda i masz takie swieze spojrzenie na swiat a jednoczesnie a moze wlasnie dobrze,ze nie wiesz ile bolu moze nas czekac. I uwierz mi matce, ktora traci dziecko nie wytlumaczysz,ze ona ma wierzyc,ze to stalo sie po cos. oczywiscie kazdy z nas szuka w takiej chwili wiekszego sensu cierpienia jakie nas spotkalo. ale czy w to uwierzy...

      I szczerze hmm znam bardzo dużo dziewczyn, które straciły dzieci na różnych etapach ich życia i zadna z nich nie epatuje swoim smutkiem, bolem czy zalem. Ale ten smutek w nich jest raz na zawsze i choc zyja, ciesza sie dniem codziennym, drobnymi sprawami, kolejnymi dziecmi to cos traca bezpowrotnie.

      3maj sie kochana i pisz jak najwiecej. ja juz widze,ze kolejne swietne candy przegapilam bo nie mam czasu na kompa

      pozdrawiam

      btw zrob mi podkladki na wymianke prywatna bo szaleje za nimi :P

      Usuń
  4. Piękny cytat, być może dla niektórych trudny do zaakceptowania, bo ludzie są różni, tak jak napisałaś wyżej, są tacy , którzy są po prostu smutni i smutkiem dzielą się z innymi, a o ile łatwiej i piękniej byłoby gdyby wszyscy rozsiewali dookoła radość, szczęście i dobro:))Tyle ile jest ludzi na świecie, tyle też jest różnych interpretacji czegokolwiek, ale świętą prawdą jest, że po momentach słabości, smutku przychodzi coś dobrego i tylko od nas zależy czy jesteśmy w stanie to dostrzec, jedni potrafią uporać się z tym sami, inni potrzebują pomocy przyjaciela, specjalisty ale zawsze trzeba mieć NADZIEJĘ na to, że za chwilę zaświeci słońce, choć jest to czasem bardzo, bardzo trudne.... Pozdrawiam serdecznie i na tą chwilę jestem pełna optymizmu...:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj:) ..wiem, bywa różnie z akceptowaniem Doświadczeń, jakich jesteśmy świadkami w swoim życiu, ale wiem również, że podchodzenie do wszystkiego z pewną dozą luzu, z lekkością, ze spokojem znacznie ułatwia życie:) Jestem tutaj po to, by się cieszyć, by odczuwać szczęście, radość, no, czasami przepleść kilkoma smutkami;) ale w znacznej mierze przewagą są radości z doświadczania życia i tego co niesie ze sobą:)
      ..cóż to dziś za dzień, że tak mi myśli płyną potokiem wartkim niczym potok górski...? ..i nawet nadążam z ich spisywaniem, co czasem nie jest łatwe;) hi hi:)
      Serdecznie pozdrawiam i niechaj Szczęśliwość się niesie po całej Przestrzeni!:)

      Usuń
  5. Witaj Słońce :)
    Och widzę ,że dyskusja rozgorzała na dobre ;).......ale to dobrze....bo im więcej się o czymś mówi tym łatwiej wiele zrozumieć....
    Ja mam dwojakie , a może trojakie ;) ......podejście do tematu....i chyba nieco zagmatwane.....ale spróbuję podjąć wyzwanie;)....Bo z jednej strony to niezwykła filozofia życia.....taka, która pozwala łatwiej żyć....i takiego podejścia zazdroszczę każdemu kto je posiada i wprowadza w czyn....Ale to nie łatwe zadanie.....i myślę ....że jednak możliwe do wykonania z wiekiem......po jakimś doświadczeniu życiowym....bo trudno zrozumieć i zaakceptować dwudziestolatce, że jej mama umiera (piszę z autopsji) .....wtedy nic nie było mi w stanie wyjaśnić dlaczego.....i bolało tak,że o akceptację nawet nie walczyłam....ale fakt ten najgorszy ból mija.....ale potem odchodzi moja kochana kuzynka...zaraz przyjaciółka.....takie młode....potem tata....potem kolejna przyjaciółka....kuzyn.....niedawno dziadziuś.... a w między czasie ktos jeszcze :( ..... .i powiem Ci jedno po kilkunastu latach od odejścia tej pierwszej.....czyli mojej mamy....i tych odejściach po drodze...jakkolwiek to zabrzmi....oswoiłam fakt, że ludzie umierają.....że zniakja jak bańka mydlana.... zrozumiałam kruchość życia.....ale czy się z tym godzę? tego nie wiem.....raczej dostrzegam ,że muszę, bo nie mam innego wyjścia......
    I to właśnie ten temat.... śmierć bliskich...... jest tym kiedy to niełatwo powiedzieć sobie....akceptuję to i idę dalej z uśmiechniętą buzią.....I chyba własnie w tych momentach jest nieosiągalne niemartwienie się niczym.....Ale ważne by przejść tą trudna drogę i osiągnąć stan pewnego "zrozumienia"....ale czy do końca to sie udaje......tego nie wiem...tzn nie umiem odpowiedzieć.....może u kresu swojego życia .....jako babuleńka znajdę ten konsensus......
    Teraz mam cholernie trudny okres w życiu....chyba jeden z najgorszych .....i wiesz wbrew przeciwnościom......wbrew tym co podkładaja kłody.....wbrew chorobie.....uśmiecham się i to bardzo często.....zresztą staram się na swoim blogu usmiechać i dawać dużo dobrej energii......czasem jednak wpadają momenty zwątpienia i okropnego bólu.....i tak po prostu dziele się swoja prawdziwością.....nie umiem udawać.....nie wiem czy to dobrze czy źle.....ale czasem po prostu potrzebuję wylać smutki.....ale to nie znaczy ,ze chcę zasmucać innych....i nie chcę siać smutków.....nie w tym rzecz....
    Faktem jest też to ,że przez te wszystkie doświadczenia.....złe momenty w życiu.....nabrałam dystansu.....nauczyłam się nie zawracać sobie dupki błahostkami.....
    I tak!!! z tego miejsca mogę przyznać, że ta filozofia jest mi bliska.....ale mogę to przyznać teraz......po tym wszystkim co przeszłam....I powiem Ci marzę o tym by móc widzieć szczęście we wszystkim.....ale to nie takie proste zadanie....gdy ma się tak wrażliwe wnętrze jak ja......Jednak jedno jest pewne......jestem szczęśliwa, że żyję !!!!! I tym chcę dzielić się z każdym !!!!
    Ufffffff......No to popłynęłam z tematem i nie wiem czy wyraziłam się zrozumiale :)...ale poruszyłaś pewne sfery w mojej głowie .....i to dobrze......
    Świetnie Kochana, że tak zadzierasz, że nie jesteś bezsmakowa.....to wartość....duża wartość.....
    Oby więcej takich postów :)
    Buziaczki i ściskam Cie cieplutko ....jeszcze jagodowo :)
    Ola :)....uśmiechnięta Ola :)))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Olu:) Uśmiechnięta Olu!!:)
      Oczywiście że są takie chwile, gdzie intensywny smutek nie dopuszcza innych emocji, to też jest naturalny stan, jednakże oby nie trwał zbyt długo, oby nie przejął dowodzenia w emocjach, odczuciach, bo wtedy życie nie ma już barwnej palety tylko staje się monotonne, szare, nijakie.. a według moich doświadczeń, a także różnego typu rozmyślań nie po to jesteśmy tutaj na Ziemi:)
      Gdyby tak spojrzeć z jeszcze innej, czwartej strony;) na to wszystko i zobaczyć, że ciało w którym jesteśmy to tylko taki "kostium", chwilowe ubranie, jakie przyjęliśmy pojawiając się na tej Planecie by móc doświadczać życia właśnie tutaj, a zdarzenia, jakimi jesteśmy świadkami są takimi "lekcjami" do przerobienia, do zdobycia wyższego stanu świadomości, do nauczenia się posługiwania "ziemskimi" emocjami...to czy patrząc z tej strony nie widzimy innego sensu w tej "całości"?
      Olunia, czuję, że masz w sobie wewnętrzną siłę, dzięki której możesz pójść dalej, w stronę realizacji swoich marzeń, swoich planów...i żadne kłody nie będą dla Ciebie straszne, bo dzięki wewnętrznemu samozaparciu i uporowi dojdziesz tam, gdzie tylko zechcesz:) ..a te kłody to będą takimi wyrzutniami, dającymi "kopa" do jeszcze szybszego spełniania siebie:) ..z resztą sama się wkrótce o tym przekonasz:)
      Dodam jeszcze, że w swoim wpisie wyraziłaś się zrozumiale - żebyś nie musiała się nad tym zastanawiać:)

      Cieszę się, że możemy tutaj tak otwarcie o wszystkim napisać, do czego też zapraszam pozostałych komentujących:) bo tak jak Ola napisała na początku, im więcej się o czymś mówi, tym łatwiej jest zrozumieć:)

      ..że niby ja zadzieram..?;) hi hi:) uśmiechnęłam się szeroko gdy to przeczytałam:)) bo z natury wcale a wcale nie jestem zadziorna:))) :) ..no..może troszeczkę;)
      :)

      Serdeczności posyłam wypełnione kolorami łąkowych kwiatów...plus jagódek:)

      Usuń
  6. Tak sobie się jeszcze wtrącę, że to o czym mówi Mooji nie jest do zrozumienia na poziomie emocji i umysłu. Trzeba wyjść poza i wtedy wszystko staje się jasne...
    Mówi o tym wielu innych tzw. przebudzonych, jak np. E.Tolle czy Katie Byron...
    I nie ma to absolutnie nic wspólnego z religią, filozofią, czy jakąkolwiek koncepcją. TO dotyczy czystego doświadczenia istnienia...nie z pozycji tożamości ego:)))
    Uściski posyłam!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak:) ..trzeba wyjść poza.
      Serdeczności ślę!!!

      Usuń
  7. No to się podzielę :) Dla mnie nic nie jest bez znaczenia. Wszystko czemuś służy. I nie ma czasu zmarnowanego. Nawet wtedy, kiedy gapimy się na muchę wędrującą brzegiem stołu :) Świadomość ta pozwala widzieć sens wszystkiego, co się dzieje w nas i wokół nas :) Takie oto są moje przemyślenia w złotej jesieni życia :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) tak, wszystko (czy to jakieś zdarzenia, sytuacje, napotkani ludzie czy inne istotki..) ma jakieś znaczenie:) ..i to, że tutaj się spotykamy też ma jakiś sens:) Serdeczności przesyłam kolorowe:)

      Usuń